Warsztaty logopedyczne
Siarczysty mróz, a ja wymyśliłam Adasiowi wycieczkę na dwudniowe warsztaty logopedyczne do miejscowości Włóki koło Dzierżoniowa na Dolnym Śląsku. Bagatela 250 km w jedną stronę!!! Planowaliśmy jechać na nie już w zeszłym roku, ale Adaś tak chorował. Teraz już jest mocniejszy, a jak umawiałam termin, to nie zanosiło się na takie mrozy Zresztą takie warsztaty rzadko są organizowane.
Wyruszyliśmy w piątek rano 22.01.2010 o godz. 9.30. Szkolenie zaczynało się o 17.00. W piątek 3 godziny, a w sobotę od 9 do 18 z dwugodzinną przerwą obiadową. Maraton – mówię Wam. Warsztaty prowadzone przez Panią Anię Regner. Neurlogopeda z międzynarodowymi kontaktami i doświadczeniem. Wspaniała kobieta z ciepłym podejściem do dzieci. Oprócz nas, tzn. Adaś i rodzice, była tylko jeszcze jedna rodzina – czteroletni chłopiec Arek z rodzicami. Trzeci mały kursant się rozchorował. Idea warsztatów jest taka, aby było kameralnie i można było podejść do danego przypadku z należną uwagą.
W piątek byłam dosłownie padnięta … Tak jak nigdy było mi jakoś niedobrze podczas podróży, aż w końcu zwymiotowałam i poprawiło się. Byłam przez to nieco osłabiona. Na kwaterę dotarliśmy ok .14.30, więc nie było zbyt dużo czasu na odpoczynek. Trzeba było zrobić Adasiowi inhalację i nakarmić go. Strasznie nie lubię podróżować z Adasiem. Choć to były jedynie trzy dni. Wracaliśmy wczoraj, czyli w niedzielę. Rzeczy trzeba zabrać sporo. Cały osprzęt.
Na dodatek kilka dni przed wyjazdem wymyśliłam, że Adaś już jest mocniejszy więc może uda się zmniejszyć ilość inhalacji z Ventolinu – leku rozszerzającego oskrzela z 3 do 2. Niestety nie był to trafiony pomysł. Robiłam mu 2 inhalacje z Ventolinu + dwie z Pulmicortu. W czwartek dzień przed wyjazdem odwiedziła nas pediatra z hospicjum i stwierdziła świsty i skurcze oskrzeli. Niedobrze, ale nie tragicznie, więc kazała zobaczyć co będzie dalej. W nocy jednak Adaś ciężej oddychał niż zwykle. Musiałam często wstawać go odsysać. Postanowiłam, więc przywrócić inhalację, ale tak od razu nie wrócił do swoich przesypianych nocy. Szkolenie było więc dla mnie męczące. Częste odsysanie i słabo przespane noce. Każdy pewnie z Was wie, że dziecko szybko się męczy nadmiarem bodźców, więc Pani Ania nie pokazywała wszytkich ćwiczeń na dzieciach, lecz na nas – rodzicach. Najpierw ona pokazywała, a potem my na sobie nawzajem ćwiczyliśmy. W piątek z koncentracją było ciężko. Pokazała masaż całej twarzy według Moralesa z Ameryki Południowej. Adaś wcale się nie przejmował, że światła są zapalone, a my rozmawiamy głośno. Leżał na podłodze i w końcu zasnął. W sobotę podobnie.
Adaś niespecjalnie pozwolił Pani Ani obejrzeć co ma w buzi. Normalny odruch obronny dziecka, które przeszło już dwie operacje w obrębie twarzy. Jego problemy z łykaniem wiąże z brakiem prawidłowego napięcia mięśni twarzy. Po ostatniej operacji mięśnie znów zostały naruszone i potrzeba czasu na ich odbudowę. Pokazała nam szereg ćwiczeń. W pierwszej kolejności musimy oswoić Adasia z dotykiem twarzy, aby można było go swobodnie masować na twarzy i w buzi. Dała nam specjalny smoczek niedostępny na polskim rynku, ale w Niemczech. Mamy Adasia zachęcić do ssania, bo to bardzo dobre ćwiczenie na wzmocnienie mięśni. Kiedy używamy naszej twarzy nie zdajemy sobie sprawy jak wiele tam kości i mięśni, które muszą współpracować, aby po prostu połknąć ślinę, pokarm.
Pani Ani oceniła , że Adaś dobrze rokuje. Jeszcze wiele przed nim ćwiczeń i niestety po każdej operacji na twarzy będzie pewein regres, ale pracować trzeba !!! Ogólnie psychoruchowo też go oceniła obiecująco. Kulał się po całej podłodze!
Wróciłam więc z tych warsztatów z optymizmem, ale przejęta moim zadaniem, bo to ja muszę zrobić tę pracę. Codziennie, dzień po dniu znajdywać czas na te ćwiczenia .. Ach jak trudno znależć spokojną chwilę i czas! Przekonałam się o tym już wczoraj i dziś.
Okazało się, że Stefek złapał gdzieś infekcję. Ma katar, brzydkie kupki, kicha. Dziś zagorączkował. Na razie 37,9. Ania szybko złapała od niego. Babcia już też ma katar itp. Kiedy my dorośli jesteśmy przeziębieni marudzimy, a co dopiero dzieci. Ania dziś była nie do wytrzymania. I jak tu spokojnie ćwiczyć z Adasiem??? Stefek był taki za mną stęskniony po dwóch dniach, że chciał się tylko przytulać
Na szczęście od zeszłego tygodnia zaczęły do nas przychodzić wolontariuszki z hospicjum. Marta dwa razy w tygodniu na dwie godziny, a Agnieszka raz w tygodniu. Duża to pomoc. Zabawią się z Anią. Ania tego potrzebuje. Tłumaczyłam jej, że przychodzą nie do Adasia, ale właśnie do niej. Jak dotąd wszyscy przychodzą właśnie do Adasia, więc Ania się bardzo teraz cieszy.
W zeszłą środę Ania, Stefek, Marta i ja poszliśmy do groty solnej. Było bardzo miło. Samej byłoby mi naprawdę trudno. Dzięki Marto za pomoc