Przeprowadzka
Oj faktycznie się działo. To był ciężki dzień. 24.07.2010. Jakoś się udało z pomocą kilku osób. Pomógł mój brat. Zabrał naszą Mamę, Anię i Stefka i bagażnik do pełna. Nasza wspaniała koleżanką Krzysia – mama chestna Ani. Zabrała mnie i Adasia, bagażnik pełny. Nasz kolega Adam zapakował swojego Fiata Ducato do pełna. No i najwspanialszy Mąż. Wymieniony na końcu, choć najważniejszy J . Przejechał tę trasę z Poznania do Wilkowic dwukrotnie. Przyjechał z nowego domku po resztę rzeczy i zobaczył jeszcze pół pokoju worków i kartonów. Zastanawiamy się jak udało się tyle rzeczy zmieścić na 50m2. Byłam zdenerwowana i zmęczona pakowaniem. Dzieci kręciły się pod nogami i wyraźnie odczuwały nasze zdenerwowanie i napięcie.
Pierwszy dzień w nowym domku był trudny. Nowe miejsce. Jeszcze nie wszystko urządzone, choć Mąż się spisał na szóstkę. Zrobił wszystko, co nam było potrzebne do mieszkania. Dla dzieci to było duże przeżycie. Każde dostało swój pokój, poza Adasiem, który śpi w naszej sypialni. Po opuszczeniu rolet zewnętrznych są egipskie ciemności. Dzieci się tego przestraszyły. W Poznaniu nigdy nie było tak ciemno. Nie było rolet, a poza tym lampy z ulicy dawały dość dużo światła.
Pomału dzieci się przyzwyczajały. Pierwszy tydzień byłam bardzo zmęczona. Trzeba było umyć wszystkie okna z zabrudzeń budowlanych. Dzieci oczywiście chciały się bawić tylko z mamą. Jakoś udało się je namówić na zabawę z Babcią. Moja Mama cały czas nam pomaga. Przeprowadziła się z nami. Choć była sceptycznie nastawiona do życia na wsi, to chyba w końcu się przekonała. Bała się, że bez miasta i całej opieki lekarskiej itp. będzie nam trudno z Adasiem.
Poza tym nasza wieś nie taka wieś … Do kościoła mamy dwie minuty drogi, do sklepu też. Jest też oddział przedszkolny, szkoła podstawowa, biblioteka, poczta. Całkiem ładny stadion i boisko. Punkt apteczny, lekarski. Jest dworek Wilkowice, w którym odbywają się liczne imprezy – wesela itd. Tam właśnie jest punkt apteczny, a niedługo ma być też codzienna opieka lekarska. Poza tym do Leszna bardzo blisko. Raz na tydzień jeździmy na większe zakupy do marketu i to nam wystarcza.
Nasz dom jest położony przy drodze polnej, dojazdowej na pola, więc podczas żniw był dość duży ruch traktorów, kombajnów. Dzieci początkowo się bały. Wiadomo hałas i takie duże maszyny, ale w końcu przestały uciekać, a przeciwnie. Jak tylko będąc w domu usłyszały, że coś jedzie wybiegały na taras, żeby zobaczyć co to. Pomieszkaliśmy trzy tygodnie i był wyjazd. Adaś wyruszył 15.08 na turnus neurologopedyczny, a Ania ze Stefkiem i Babcią do Dziadka, do rodzinnego Inowrocławia.
O turnusie będzie później…
Generalnie dobrze nam się mieszka. Już urządzeni. Wiszą już nawet firanki. Jedynie dookoła domu jeszcze dużo do zrobienia, ale jak na razie brakuje środków. Wiadomo jak jest. Jak się kalkuluje wykańczanie, to zwykle liczy się za mało …Nigdy się nie przewidzi wszystkich wydatków.
Życie i ludzie na wsi są całkiem inni niż w mieście. Moja Mama była bardzo zdziwiona, bo nieznajomi mówią „Dzień dobry”. Dzieci są bardzo grzeczne i kłaniają się z daleka. Ludzie są bardziej życzliwi i mniej anonimowi. Nieopodal dworku mieszka starsza Pani z mężem. Ma ogródek. Czasem daje nam kwiatki, warzywa.
Dzieci zaskakują. Ania nie chciała jeździć na rowerku z bocznymi kółkami. Nie chciała pedałować, aż pewnej niedzieli po prostu wsiadła i zaczęła jeździć. Tak po prostu. Zaskoczyła mnie, bo chciała iść do przedszkola. Jak Adaś wrócił z turnusu przyjechał tradycyjnie lekko chory. Ania i Stefek złapali od niego katar, więc nie poszła do przedszkola od 01.09, ale od następnego poniedziałku. To oddział przedszkolny od 8 do 13. Grupa mieszana – trzy i czterolatki razem. W sumie 25 osób. Siedmioro trzylatków. Ania bardzo rezolutnie poszła i została bez żadnego płaczu. Mówi, że jej się podoba i chce chodzić. Nawet rano nie ma problemu ze wstawaniem. Trzeba ją budzić. To paradoksalne, że w niedzielę, gdy może pospać budzi się przed 7, a w tygodniu, gdy trzeba wstawać do przedszkola muszę ją budzić.
Bardzo przeżyła pierwszy dzień. Po powrocie do domu nic nie mówiła przez godzinę. Jednak dla takiego dziecka to duże przeżycie być w takiej grupie. Z wrażenia nawet nie poszła siku od rana. Raz zdarzyło się jej posikać. Ania jest niezła w trzymaniu moczu. Potrafi nie sikać pół dnia, albo pierwsze siku z nocy zrobić dopiero ok. 10. W Poznaniu już spała bez pieluchy i było sucho. Po przeprowadzce zaczęła się moczyć w nocy. Znów zakładamy pieluchę. Jak ma pieluchę, to wtedy jest sucho. Ostatnio chyba z powodu przeziębienia częściej sika.
Tydzień temu wracając z kościoła Ania powiedziała „Cisza i spokój”. Faktycznie jest cisza w porównaniu do zatłoczonego Poznania. W Poznaniu nie chciała chodzić do kościoła, a tutaj sama chętnie idzie na niedzielną Mszę Św.
Niesamowite jak dzieci się modlą. Ania jest przekorna i nie chciała mówić modlitwy „Aniele Boży …” Pomimo tego codziennie wieczorem modlimy się. Robimy znak krzyża i odmawiamy. Stefek do nas dołączył. W końcu okazało się, że Ania już dobrze umie słowa modlitwy na pamięć i zaczęła sama odmawiać. Teraz modlą się z Tatą, bo to on kładzie Anię i Stefka, a ja zajmuję się Adasiem.
Koło kościoła jest grota z figurą Maryi. Jak przechodzimy idziemy się pomodlić i Stefek już rozumie. Składa ręce i mówi AMEN. Przed snem robię im na czółku krzyżyk i daję buziaka. To niesamowite, że dzieci tego tak potrzebują. Jak zapomnę, albo jestem przy Adasiu przychodzą po krzyżyk na czoło.
Ostatnio Ania śmiesznie zaczęła o sobie mówić – jak chłopiec z końcówkami był, zrobił itp. Ona to chyba robi celowo. Dalej jest opiekuńcza w stosunku do Adasia. Jak Stefek coś broi – Ania mówi nie zabieraj – to Adamka. Choć sama też potrafi mu zabierać zabawki. Ze Stefkiem już częściej się bawi zgodnie. Częściej mu ustąpi, gdy nagle chcą się bawić tą samą zabawką.
Brak komentarzy »
RSS feed for comments on this post. TrackBack URL