Stefek podróżnik
Stefek po raz pierwszy w życiu jechał pociągiem. Stało się to 18.02.2011. Pojechaliśmy do Warszawy do Poradni Ortodontycznej przy Instytucie Matki i Dziecka. Wycieczka była bardzo męcząca. Pobudka 3.30. Odjazd 4.34 z Leszna do Poznania, a tam przesiadka o 6.23. W Warszawie byliśmy na 9. Stefek był tak przejęty pociągiem, że nawet rano nie zasnął. Oparł się o mnie i nasłuchiwał stukotu pociągu. To był osobowy z Leszna. Dzień wcześniej już mieliśmy kupione bilety. Pierwotnie mieliśmy odjeżdżać z Leszna pociągiem TLK o 5 rano, ale już po zakupie biletów z ciekawości sprawdziłam skąd ten pociąg wyrusza. Okazjo się, że z … Przemyśla. Na przesiadkę mielibyśmy tylko ok. 10 minut, więc zwątpiłam w punktualność pociągu, który wyjeżdżał ze stacji początkowej już dnia poprzedniego ok. 17.30. Wstaliśmy więc pół godziny wcześniej. Z Poznania mieliśmy miejscówki na Inter City. Było bardzo sympatycznie. Stefkowi się podobało, bo dostał ciasteczka i soczek. Pozdrawiamy Panią z naszego przedziału i dziękujemy za wyrozumiałość J Pociąg był punktualny co do minuty. Szybko więc dotarliśmy do poradni. Wysiedliśmy na stacji Warszawa Zachodnia, bo to już blisko do poradni.
STEFEK U ORTODONTY
Niestety nie ma dobrych wieści. Jechaliśmy, aby Pani ortodonta oceniła czy już można zrobić przeszczep z kości z biodra do wyrostka zębodołowego, czyli do dziąseł. Niestety Stefek ma za wąską szczękę i trzeba ją rozszerzyć aparatem. Nie ma jeszcze wszystkich zębów, więc musimy poczekać. Kazała pojawić się za rok do kontroli i może wtedy już będzie odpowiedni czas na aparat. Zapytałam jak długo taki aparat musi nosić, aby uzyskać pożądany efekt. To zależy jak długo w ciągu doby będzie go nosił, bo jeśli godzinę, to zgryz będziemy leczyć do emerytury J . Poleciła myć bardzo dokładnie zęby, aby nie było próchnicy, bo inaczej aparat nie będzie miał się na czym trzymać. Jak dotąd Stefek sam mył zęby. Wiadomo z jakim efektem i jak dokładnie … Nie pozwalał sobie myć zębów, bo przecież on sam będzie to robił. Książkowy dwulatek !!! Stefek jest już jednak mądrzejszy i chętniej współpracuje. Zrozumiał i pozwala sobie myć zęby. Siada grzecznie na kolanko, otwiera buźkę i czeka grzecznie, aż Tata lub Mama umyją zęby.
TERMIN OPERACJI ADASIA
18.02 mieliśmy się dowiadywać czy Adaś będzie przyjęty do szpitala 23.02 jak było zaplanowane pół roku wcześniej. Poszłam więc osobiście się dowiedzieć, bo to prawie drzwi w drzwi z poradnią ortodontyczną. Okazało się, że nie był wcale ujęty w tym tygodniu. Byłam wściekła. Żadnego wyjaśnienia dlaczego i kiedy wobec tego będzie. Pani rejestratorka z poradni chirurgii szczękowo-twarzowej nie należy do osób zbyt uprzejmych i chyba zawsze wstaje lewą nogą, kiedy rozmawia ze mną J. Szkoda, że nie płacą jej za uprzejmość i wyrozumiałość wobec małych pacjentów, bo może wtedy by się bardziej postarała. Wykreśliłam więc Stefka z jego terminu z 10.03 skoro nie może mieć operacji, a ona na to, że wobec tego może wtedy zapisać Adama. Ręce mi opadły. Mówię, przecież Adaś miał swój termin. Tłumaczę, że Adaś ma rurkę tracheotomijną. Często łapie infekcje, a aktualnie jest zdrowy. Nie wiem co będzie 10.03. Chcę szybciej. Kazała dzwonić koło 13, bo może jakieś dziecko zachoruje i miejsce się zwolni. Postanowiłam podejść obok do szpitala do lekarza, który ustala grafik operacji i poprosić o jakieś wyjaśnienie. Niestety nie było go tego dnia w pracy. Kazano mi dzwonić w poniedziałek. Dzwoniłam i dzwoniłam. Ciężko złapać Pana doktora. W końcu udało się. Wytłumaczył, że Adam nie miał 3 wykrzykników przy nazwisku, w sensie pilności wykonania operacji już w tym tygodniu. Mają dzieci, które po dwa czy trzy razy spadały z wcześniejszych terminów, bo były chore, a są mniejsze i potrzebują być jak najszybciej zoperowane. Popatrzył jeszcze w grafik czy wszyscy potwierdzili przyjazd, ale nie dał rady nas upchnąć. Obiecał, że będziemy w następnym tygodniu. W najbliższy piątek znów muszę dzwonić do super uprzejmej Pani, aby się dowiedzieć o dokładny dzień przyjęcia na oddział. Chyba zacznę rozmowę od komplementu … ładnie Pani dziś wygląda i na pewno jest Pani w dobrych humorze, bo świeci słońce. Może choć wtedy się uśmiechnie.
POWRÓT Z WARSZAWY
Załatwiliśmy już wszystko koło 10, więc ruszyliśmy w drogę na dworzec Warszawa Centralna. Stefek już był bardzo zmęczony. Miał kryzys. Zaczął być agresywny. Bił Mamę. Jego oczy zdawały się mówić – „Po co mnie tu Mamo przywiozłaś taki kawał drogi. Jestem zmęczony i mam wszystkiego dość”. Nie chciał iść pieszo, więc musiałam go nieść. Jak na złość przystanek tramwajowy, z którego zawsze jeździłam na dworzec skasowano. Tramwaje nie kursowały. Zasięgnęłam więc języka i musieliśmy się cofnąć na przystanek autobusowy. Spóźniliśmy się 10 minut na pociąg TLK i za 40 minut mieliśmy IC do Poznania, a dalej regionalny. Stefek był nadpobudliwy z tego zmęczenia. Myślałam, że w pociągu przytuli się do mnie i zaśnie. Nie wysiedział w jednym miejscu przez dłużej niż 10 sekund. Książek już nie chciał czytać. Nudziło mu się strasznie. W końcu zaczęliśmy spacerować po korytarzu w tę i z powrotem. Miał zajęcie. Zaglądał do każdego przedziału i podglądał co robią ludzie. Panowie w garniturach działali coś na laptopach. Ludzie zaczytani w książkach czy w gazetach, które udostępnia spółka IC. Stefek z nudów też obejrzał „Rzeczpospolitą”. Zbytnio go nie pasjonowała. Za mało kolorowych obrazków. W końcu zaczął się bawić z Panem z naprzeciwka w zrzucanie z półeczki pustej butelki po wodzie mineralnej. Przednia zabawa. Stefek zrzucał, a Pan łapał. Potem zabawa w ukrywanie butelki. Nie ma jak kreatywność dziecka. W końcu ukrył pod sobą na fotelu butelkę i … zasnął. Leżał tak cicho i leżał. Oczy zrobiły się ciężkie. Niestety zbyt długo nie pospał, bo za pół godziny musieliśmy wysiadać w Poznaniu. Pociąg regionalny z Torunia do Wrocławia zapowiadali, że się spóźni 20 minut, więc czekaliśmy grzecznie na peronie. Spóźnił się 35 minut, a ruszył dopiero po 15. Tak więc z 50 minutowym opóźnieniem wyruszyliśmy w końcową podróż do domu. W Lesznie czekał na nas mój Mąż. Stefek nie był już taki marudny, bo drzemka półgodzinna coś dała. W domu poszedł spać o normalnej porze. Nasza wycieczka skończyła się ok. 17.40. Ja byłam strasznie umęczona. Zasnęłam na kanapie. Jednak nie żałuję, że pojechaliśmy pociągiem. Po pierwsze wygodniej dla Stefka niż w samochodzie. W aucie musi być zapięty w pasy. Po drugiej autem jedzie się dłużej. Nie robilibyśmy częstych postojów. Po trzecie pociągiem taniej i z przygodą. Jak będzie już nosił aparat kontrole będą z pewnością częste, więc musimy polubić tę trasę i podróżowanie pociągiem.