sie
15
2012

PO TURNUSIE NEUROLOGOPEDYCZNYM W RADZYNIU

Udało się! Pojechaliśmy na turnus neurologopedyczny do Radzynia. W terminie od 29.07.2012 do 11.08.2012. Cała ferajna. Bliźniaki jako uczestnicy – Adaś już był trzeci raz, Stefek – drugi; Ania jako wakacje z nami. Do opieki i pomocy moja Mama. A Rafał niestety do pracy musiał chodzić. Ktoś musi zarabiać na chleb powszedni…

Pogoda na początek nas nie rozpieszczała. W dzień wyjazdu padało, a nawet lało! Cóż na pogodę nie mamy wpływu, więc nie było sensu się zastanawiać jaka będzie. A było całkiem ładnie. Pierwszy tydzień, włącznie z weekendem ciepło, a nawet upalnie. Drugi tydzień trochę chłodniejszy.

PLAN ZAJĘĆ

Każdy uczestnik miał codziennie zajęcia z logopedą – 40 minut, czyli 10 zajęć. Zajęcia odbywały się od poniedziałku do piątku. Poza tym 5 zajęć indywidualnej dogoterapii (30 minut) oraz 5 zajęć z pedagogiem specjalnym (30 minut). Poza tym po 3 zabiegi fizykalne codziennie – 30 minut rehabilitacji ruchowej oraz według zlecenia lekarza. Adaś miał – masaż suchy nóżek i lampę SOLUX 15 minut. Stefek miał VIOFOR i masaż suchy pleców. Stefek ogólnie ruchowo jest prawidłowo rozwinięty, ale ćwiczenia ruchowe nawet zdrowemu nie zaszkodzą J . Poza tym przyda mu się wzmocnienie brzucha i innych mięśni. A taki masaż pleców to czysta przyjemność. Wiem, bo też skorzystałam – prywatnie oczywiście.

W związku z tym, że u nas dwoje dzieci uczestniczyło w zajęciach biegania było dość sporo. Mi zależało być na zajęciach terapii logopedycznej, bo się uczę, co mam wykonywać w domu. Pozostałe wymiennie z moją Mamą. A Ania towarzysko zwykle tam, gdzie Stefek.  Jak Stefek ćwiczył w sali ćwiczeń Ania ćwiczyła początkowo z nim. Potem jak się jej znudziło wymyślała różne zabawy. Wspinała się na drabinki i te sprawy.

TERAPIA LOGOPEDYCZNA

Na turnusie są zwykle trzy Panie logopedki. My mamy zwykle z Mirą Rządzą – organizatorką całego turnusu. Wszystkie pracują według metody symultaniczno-sekwencyjnej.  Nie wiem jak pracują pozostałe, ale z pracy Miry jestem bardzo zadowolona. Przez 40 minut potrafi wykrzesać z dziecka maksymalną uwagę. Zrobić to, co zaplanowała, choć czasem dzieci nie mają ochoty na współpracę.

STEFEK – czasami nie mogłam się nadziwić, że tak chętnie powtarza i wykonuje polecenia. Mira go pochwaliła, że pracuje jak szkolniak. Ma przecież dopiero 4 lata. Może to zasługa tego, że przyzwyczajony jest od małego. Intensywnie ćwiczyliśmy /K/. Przed turnusem słabo wychodziło na początku słowa, a po turnusie jak się skupił i nawet na końcu. Zwykle Stefek na końcu wyrazu po prostu nie wymawiał „k”. Jak pytano go o imię swoje mówił Stefe, a teraz tak wyraźnie Stefe K ! To uważam za wielki sukces. Samogłoski już zna więc Mira ćwiczyła sylaby z P, M, K. Ta metoda jest super. Dziecko wchodzi w nią jak gąbka. Skoro zna samogłoski, to potrafi po jakimś czasie rozpoznać sylaby napisane po kolei PA, PO, PU, PÓ, PE, PI, PY – i to jest właśnie sekwencja, którą się śpiewa. Gdy się śpiewa pracuje odpowiednia półkula i lepiej zapamiętuje. Ćwiczył również kategoryzacje. Ćwiczył żucie, bo wciąż ma z tym pewien problem. Największym motywatorem były dla niego żelki. U Miry można spotkać chyba wszystkie rodzaje dostępne na rynku … Żelek był nagrodą. Jak Stefek nie chciał pracować, to była mowa, że go nie będzie, a wtedy wszystko powtarzał. Pokazała mi też jak masować blizny Stefka. Niestety jego górna warga słabo pracuje. Mięsień okrężny ust trzeba ciągle usprawniać. Pod nosem ma dużo blizn, bo przecież miał rozszczep całej wargi. Jak się tak popatrzy na ogrom czekającej nas jeszcze pracy to po prostu ZAŁAMKA, DEPRESJA.

Głowa do góry. Damy radę! Najważniejsze to iść pomału do przodu. Systematyczność! To jest TO! A te małe sukcesy w postaci lepszej wymowy, mimiki itp. dodają skrzydeł jak wiadomo co.

Mira wymyśliła, że aby wesprzeć rodziców w nauce spisuje wszystko w zeszytach. To jest dobry pomysł, bo zapewniam Was, że po tygodniu już się zapomina co i jak ćwiczyć. W zeszycie jest ślad tego co robiliśmy i przykłady powtarzanych wyrazów czy logotomów. Logotom to np. mak, mok, muk, mek, mik, myk. Generalnie zbitka liter nie stanowiąca znaczącego wyrazu.

ADAŚ – też ćwiczył wielopłaszczyznowo; masaże twarzy. Próbował aktywować wargę przy kisielu, zgryzał kabanosa, próbował kwaskowatego żelka. Jedzenie  nie po to, aby się najadł, ale dla stymulacji mięśni. Dla nas jedzenie jest naturalne. Przy okazji jedzenia ćwiczą się nasze mięśnie twarzy. Adaś nie ćwiczy ich. Nie otrzymuje wciąż nic doustnie, bo się zachłystuje. Trzeba wciąż walczyć o smakowanie chociaż i ćwiczenia żuchwy. To pomoże mu w lepszej artykulacji kiedyś potem. Adaś wszystkie wokalizacje wykonuje na otwartej buzi. Jak wiadomo, gdy mówisz zamykasz i otwierasz buzię. Adaś nie może zaskoczyć. Pamiętam, kiedyś jak jeszcze nie wokalizował, ruszał buzią jakby mówił MAMA. Teraz nie łączy ust. Próbujemy go tego nauczyć.

Adaś uczył się pojęcia TAKI SAM. Już wcześniej ćwiczyłam z nim na samogłoskach. Ma położone dwie, np. A, O; dodatkowo pokazuje mu się A z poleceniem- gdzie taki sam? Jak Adaś się skupia, mobilizuje, to pokazuje ! To jest wielki sukces. Byście go widzieli. Nauczył się wskazywać jednym paluszkiem. Co prawda trzeba mu trzymać lewą rękę, bo rzuca się na literki i wtedy nie widać czy pokazuje. Adasia ciężko okiełznać. Ja go musiałam trzymać, a Mira mogła pracować. Też ćwiczył sylabki. Nam się wydaje, że to dla niego za trudne, a Mira uważa przeciwnie. Dla niego będzie to wspaniały sposób na tworzenie artykulacji. Może przyjdzie kiedyś taki dzień, gdy usuniemy rurkę i Adaś będzie mógł normalnie mówić. A wtedy będzie już umiał czytać! Oby, oby …

Mira zmuszała go do pracy w oratorze. Chciała uzyskać wokalizacje na żądanie. Ona była uparta i Adaś też. Ciekawe kto bardziej, hi, hi. Chyba jednak Adaś, bo nie powiedział nic na żądanie, a musieliśmy kończyć, bo Stefek czekał. Adaś potrafi już pięknie wokalizować na oratorze nawet 20 minut bez przerwy, ale musi chcieć. To on chce o tym decydować. Standard u dzieci. Autonomia. Ja jestem bytem niezależnym i mówię kiedy chcę ! Mira dążyła do tego, aby Adaś pojął co to dialog. Mira śpiewała A, Adaś miał powtórzyć. Podobno takie zachowania w dialogu, naprzemienne jest bardzo ważne dla Adasia. Proste ćwiczenie – naprzemienne wrzucanie klocków do pudła. Z zapytaniem KTO TERAZ? Teraz ja, teraz Adaś.

Ćwiczył też gesty. Od jakiegoś miesiąca ćwiczyliśmy intensywniej gest „jeszcze” – połączenie paluszków obu rączek. Adaś załapał. Śmiesznie czasami pokazuje. W najróżniejszy sposób łączy rączki. Jednak jest komunikacja. Kontynuujemy to w domu. Gdy wciąga go jakaś zabawa, to przerywam i pokazuje na moich rekach gest JESZCZE. Pytam go – chcesz bawić się JESZCZE? Adaś załapał. Łączy rączki i wtedy mu daję zabawkę. Mamy też ćwiczyć „daj”. Adaś się śmieje ze mnie. Jak bardzo chce dostać jakąś zabawkę wścieka się, kieruje moją rękę w tym kierunku, ale nie pokaże swoją „DAJ”. Wtedy ja biorę jego rękę i pokazuję „DAJ”. A Adaś się śmieje. Wierzę, że też załapie. Trzeba tylko miliona powtórzeń hi, hi.

Również ćwiczył kategoryzacje. Miał zdjęcia zwierząt i ubrań. Po jednej stronie zwierzęta, po drugiej ubrania. Nawet niekiedy udało mu się prawidłowo położyć.

Wyrażenia dźwiękonaśladowcze. Najbardziej mnie zaskoczył, że zrobił poprawnie. Np. Mira pokazała mu kurę i kozę, potem KO KO oraz ME, a Adaś miał przyporządkować KTO TAK ROBI i zrobił. Daje to nadzieję na przyszłość i działamy! Mamy ćwiczyć! Oby starczyło mi wytrwałości. Jak wiele zależy od systematycznej pracy.

Na turnusie poznałam wielu rodziców, którzy tak jakby troszkę załamani, że efekty przychodzą tak powoli. A niekiedy nawet wydaje się, że coś co było wypracowane bezpowrotnie znika. TAK NIE JEST! To gdzieś zostaje w odpowiedniej szufladce i dziecko kiedyś nas zaskoczy. Najlepszym dowodem jest Adaś z wokalizacjami. Wokalizował po zeszłorocznym turnusie do grudnia, do infekcji. Potem CISZA grobowa. NIC. NIC. Aż do wiosny. Potem wypadki majowe, czyli ciało obce w oskrzelach i znów cisza przez kilka tygodni. Przyszedł dzień i znów zaczął. Inny przykład z naszego życia. Po zeszłorocznym turnusie ćwiczyliśmy intensywnie kolory podstawowe. Wydawało mi się, że to za trudne dla niego i potem nie robiliśmy tych ćwiczeń. W lipcu znów zaczęliśmy i niespodzianka. Mira sprawdzała rozpoznawanie kolorów. Nie powiem, że zna bezbłędnie, ale całkiem, całkiem. Bezbłędnie nawet Stefek nie zna. Wciąż myli mu się czasami zielony i niebieski.

Napisane przez Beata w: Uncategorized | Tagi:

Brak komentarzy »

RSS feed for comments on this post. TrackBack URL


Zostaw komentarz

Design: TheBuckmaker.com WordPress Themes